Erasmusa dzień pierwszy - mam pokój w akademiku!

Wyjazd na Erasmusa wiąże się niestety z mnóstwem papierkowej roboty nie tylko przed samym wyjazdem, ale i podczas jego trwania i po powrocie. O papierkologii przed wyjazdem może jeszcze kiedyś napiszę, ale teraz chciałbym napisać o tym, jak wszedłem w posiadanie pokoju w akademiku oraz pozwolenia na pobyt w Słowenii.

Trudno jest mi podzielić opis całej procedury na akapity, ponieważ wszystkie czynności związane z otrzymaniem miejsca w akademiku i pozwoleniem na pobyt są ze sobą ściśle powiązane i przeplatają się. Ogólny zarys wygląda następująco:
  1. Zdobyć dokumenty potwierdzające, że ma się miejsce w akademiku, w biurze rejestracyjnym akademików
  2. Wyrobić kartę pobytu w Słowenii (jej wyrobienie trwa ~30 dni, ale od razu dają pokwitowanie, że taką kartę się dostanie), w odpowiednim urzędzie.
  3. Zanieść pokwitowanie do biura rejestracyjnego
  4. Wprowadzić się do pokoju
  5. Po otrzymaniu karty pobytu zanieść ją do biura rejestracyjnego, aby zrobili jej skan
Po wykonaniu wszystkich tych czynności pobyt w Lublanie, a przede wszystkim w akademiku jest w pełni legalny i można się nim cieszyć do woli :)

A jak taka procedura wygląda w praktyce? Punkt pierwszy mija przyjemnie i wyjątkowo łatwo. Wystarczy przyjść (ponieważ wpis może stanowić też swego rodzaju poradnik dla wyjeżdżających - musicie iść dokładnie tutaj), okazać dowód lub paszport i podpisać się pod umową. Problemy niestety zaczynają się w punkcie drugim. Trzeba bowiem udać się do Departamentu Cudzoziemców w Urzędzie Lublany (Oddelek za tujce, Upravna enota Ljubljana). Niby nic trudnego, ale... Departament Cudzoziemców, tu przychodzą osoby z innych krajów między innymi po to, aby dostać pozwolenie na pobyt w Słowenii. W jakim języku więc są wszystkie informacje? Słoweńskim. Tak, nie ma nic po angielsku - ani na stronie internetowej, ani w samym urzędzie. Wszystkie informacje jaki formularz wypełnić, jak działają numerki i inne instrukcje - po słoweńsku. Wchodząc, nie byłem nawet pewien czy jestem w dobrym urzędzie (tutaj). Wziąłem numerek i czekałem. Czekałem. Prawie dwie godziny. Na szczęście okazało się, że czekałem w dobrej kolejce i pani w akwarium mówi w języku angielskim. Brutalnie okaleczonym i dogorywającym, ale angielskim. Szybko przebrnęliśmy przez większość formalności. To co zdziwiło mnie najbardziej, to musiałem przynieść własne xero dowodu osobistego i karty EKUZ, nie mogli zrobić skanu i wydrukować na miejscu... Ale w końcu się udało.

Potem już tylko powrót do biura rejestracyjnego w akademiku aby pokazać dowód wyrabiającej się karty pobytu i wszystkie formalności załatwione. Na całość teoretycznie miałem 3 dni, ale uznałem że wolę to zrobić raz a dobrze i nie rozwlekać w czasie. W rezultacie uwinąłem się w niewiele ponad 3 godziny, z czego dwie to czekanie w urzędowej kolejce.

Po całej tej bieganinie pozostało mi już tylko odebrać klucz do pokoju u housekeepera iiii.... Mam pokój w akademiku! To znaczy jakby pół pokoju, bo pokoje są zawsze dwuosobowe. Kiedy się wprowadzałem, mojego współlokatora jeszcze nie było - były tylko jego rzeczy, ponieważ pojechał na kilkudniową wycieczkę. Teraz już wrócił, z czym też związane są całkiem zabawne zbiegi okoliczności, ale o tym będzie już kolejny dłuższy wpis.
[Akcja dzieje się 22.09, ale wtedy blog jeszcze nie istniał...]

Komentarze

  1. Ciekawy wpis. Faktycznie może posłużyć w przyszłości jako poradnik - instrukcję przetrwania

    OdpowiedzUsuń
  2. genialne, szkoda że takiego wpisu nie było jak ja wyjeżdżałem do siebie na wymianę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz