Erasmusa dzień pierwszy - mam pokój w akademiku!
Wyjazd na Erasmusa wiąże się niestety z mnóstwem papierkowej roboty nie tylko przed samym wyjazdem, ale i podczas jego trwania i po powrocie. O papierkologii przed wyjazdem może jeszcze kiedyś napiszę, ale teraz chciałbym napisać o tym, jak wszedłem w posiadanie pokoju w akademiku oraz pozwolenia na pobyt w Słowenii.
Trudno jest mi podzielić opis całej procedury na akapity, ponieważ wszystkie czynności związane z otrzymaniem miejsca w akademiku i pozwoleniem na pobyt są ze sobą ściśle powiązane i przeplatają się. Ogólny zarys wygląda następująco:
A jak taka procedura wygląda w praktyce? Punkt pierwszy mija przyjemnie i wyjątkowo łatwo. Wystarczy przyjść (ponieważ wpis może stanowić też swego rodzaju poradnik dla wyjeżdżających - musicie iść dokładnie tutaj), okazać dowód lub paszport i podpisać się pod umową. Problemy niestety zaczynają się w punkcie drugim. Trzeba bowiem udać się do Departamentu Cudzoziemców w Urzędzie Lublany (Oddelek za tujce, Upravna enota Ljubljana). Niby nic trudnego, ale... Departament Cudzoziemców, tu przychodzą osoby z innych krajów między innymi po to, aby dostać pozwolenie na pobyt w Słowenii. W jakim języku więc są wszystkie informacje? Słoweńskim. Tak, nie ma nic po angielsku - ani na stronie internetowej, ani w samym urzędzie. Wszystkie informacje jaki formularz wypełnić, jak działają numerki i inne instrukcje - po słoweńsku. Wchodząc, nie byłem nawet pewien czy jestem w dobrym urzędzie (tutaj). Wziąłem numerek i czekałem. Czekałem. Prawie dwie godziny. Na szczęście okazało się, że czekałem w dobrej kolejce i pani w akwarium mówi w języku angielskim. Brutalnie okaleczonym i dogorywającym, ale angielskim. Szybko przebrnęliśmy przez większość formalności. To co zdziwiło mnie najbardziej, to musiałem przynieść własne xero dowodu osobistego i karty EKUZ, nie mogli zrobić skanu i wydrukować na miejscu... Ale w końcu się udało.
Potem już tylko powrót do biura rejestracyjnego w akademiku aby pokazać dowód wyrabiającej się karty pobytu i wszystkie formalności załatwione. Na całość teoretycznie miałem 3 dni, ale uznałem że wolę to zrobić raz a dobrze i nie rozwlekać w czasie. W rezultacie uwinąłem się w niewiele ponad 3 godziny, z czego dwie to czekanie w urzędowej kolejce.
Po całej tej bieganinie pozostało mi już tylko odebrać klucz do pokoju u housekeepera iiii.... Mam pokój w akademiku! To znaczy jakby pół pokoju, bo pokoje są zawsze dwuosobowe. Kiedy się wprowadzałem, mojego współlokatora jeszcze nie było - były tylko jego rzeczy, ponieważ pojechał na kilkudniową wycieczkę. Teraz już wrócił, z czym też związane są całkiem zabawne zbiegi okoliczności, ale o tym będzie już kolejny dłuższy wpis.
[Akcja dzieje się 22.09, ale wtedy blog jeszcze nie istniał...]
Trudno jest mi podzielić opis całej procedury na akapity, ponieważ wszystkie czynności związane z otrzymaniem miejsca w akademiku i pozwoleniem na pobyt są ze sobą ściśle powiązane i przeplatają się. Ogólny zarys wygląda następująco:
- Zdobyć dokumenty potwierdzające, że ma się miejsce w akademiku, w biurze rejestracyjnym akademików
- Wyrobić kartę pobytu w Słowenii (jej wyrobienie trwa ~30 dni, ale od razu dają pokwitowanie, że taką kartę się dostanie), w odpowiednim urzędzie.
- Zanieść pokwitowanie do biura rejestracyjnego
- Wprowadzić się do pokoju
- Po otrzymaniu karty pobytu zanieść ją do biura rejestracyjnego, aby zrobili jej skan
A jak taka procedura wygląda w praktyce? Punkt pierwszy mija przyjemnie i wyjątkowo łatwo. Wystarczy przyjść (ponieważ wpis może stanowić też swego rodzaju poradnik dla wyjeżdżających - musicie iść dokładnie tutaj), okazać dowód lub paszport i podpisać się pod umową. Problemy niestety zaczynają się w punkcie drugim. Trzeba bowiem udać się do Departamentu Cudzoziemców w Urzędzie Lublany (Oddelek za tujce, Upravna enota Ljubljana). Niby nic trudnego, ale... Departament Cudzoziemców, tu przychodzą osoby z innych krajów między innymi po to, aby dostać pozwolenie na pobyt w Słowenii. W jakim języku więc są wszystkie informacje? Słoweńskim. Tak, nie ma nic po angielsku - ani na stronie internetowej, ani w samym urzędzie. Wszystkie informacje jaki formularz wypełnić, jak działają numerki i inne instrukcje - po słoweńsku. Wchodząc, nie byłem nawet pewien czy jestem w dobrym urzędzie (tutaj). Wziąłem numerek i czekałem. Czekałem. Prawie dwie godziny. Na szczęście okazało się, że czekałem w dobrej kolejce i pani w akwarium mówi w języku angielskim. Brutalnie okaleczonym i dogorywającym, ale angielskim. Szybko przebrnęliśmy przez większość formalności. To co zdziwiło mnie najbardziej, to musiałem przynieść własne xero dowodu osobistego i karty EKUZ, nie mogli zrobić skanu i wydrukować na miejscu... Ale w końcu się udało.
Potem już tylko powrót do biura rejestracyjnego w akademiku aby pokazać dowód wyrabiającej się karty pobytu i wszystkie formalności załatwione. Na całość teoretycznie miałem 3 dni, ale uznałem że wolę to zrobić raz a dobrze i nie rozwlekać w czasie. W rezultacie uwinąłem się w niewiele ponad 3 godziny, z czego dwie to czekanie w urzędowej kolejce.
Po całej tej bieganinie pozostało mi już tylko odebrać klucz do pokoju u housekeepera iiii.... Mam pokój w akademiku! To znaczy jakby pół pokoju, bo pokoje są zawsze dwuosobowe. Kiedy się wprowadzałem, mojego współlokatora jeszcze nie było - były tylko jego rzeczy, ponieważ pojechał na kilkudniową wycieczkę. Teraz już wrócił, z czym też związane są całkiem zabawne zbiegi okoliczności, ale o tym będzie już kolejny dłuższy wpis.
[Akcja dzieje się 22.09, ale wtedy blog jeszcze nie istniał...]
Ciekawy wpis. Faktycznie może posłużyć w przyszłości jako poradnik - instrukcję przetrwania
OdpowiedzUsuńgenialne, szkoda że takiego wpisu nie było jak ja wyjeżdżałem do siebie na wymianę.
OdpowiedzUsuń