Najpiękniejsze miejsce w Słowenii
Kiedy wpisuje się w Google frazy typu "słowenia co warto zobaczyć", "słowenia atrakcje turystyczne" itd, lub po prostu zapyta się Słoweńca co by polecił zobaczyć, najprawdopodobniej pierwsze co przeczytamy/usłyszymy to "jezioro Bled". Jest to rzeczywiście wspaniałe, malownicze i pełne uroku miejsce. Nic więc dziwnego, że przemysł turystyczny kwitnie tu w najlepsze. Osobiście jednak uważam, że zaledwie 25km dalej na południowy zachód znajduje się miejsce jeszcze piękniejsze. No ale po kolei.
Dzisiaj rano, wraz z grupą erasmusów, wyruszyliśmy na całodniową wycieczkę nad dwa jeziora - Bled i Bohinj (nie czyta się "j" na końcu). Z tym, że najpierw byliśmy nad tym drugim jeziorem. Początkowo bardzo złorzeczyłem na wczesny start wycieczki. Zbiórkę mieliśmy o 7:45, czyli 15 minut wcześniej niż zaczynają się najwcześniejsze zajęcia na uczelni, a do tego trzeba było wstać jeszcze wcześniej, żeby naszykować sobie kanapki na drogę. Zaraz po dojechaniu na miejsce przestałem jednak psioczyć na wczesną godzinę, bo moim oczom ukazało się TO. To, czyli jezioro Bohinj skąpane w słońcu wynurzającym się znad kolorowych od jesiennych liści gór, przykryte jeszcze poranną mgłą. Widok tak wspaniały, że aż trudno go opisać.
Najpierw jednak garść informacji: Jezioro Bohinj znajduje się tutaj. Wpływa do niego rzeka i wypływa z drugiej strony. Zgodnie z tym co mówiła pani przewodnik, jest to najczystsza rzeka w Europie (a przynajmniej była, bo wygrała nagrodę 2 lub 3 lata temu). Jezioro znajduje się na terenie Parku Narodowego Triglav, co oznacza, że w jego pobliżu panuje w większości natura, a nie człowiek - nie ma tu wielu hoteli, kafejek, restauracji i innych budynków typowych dla miejscowości turystycznych. Są tylko góry, lasy i jezioro. No i to malutkie miasteczko obok... ale prawie się go nie zauważa. Zwłaszcza, że ma się przed oczami taki widok.
Jezioro Bohinj, czy raczej cały widok na jezioro, mgłę i kolorowe góry, naprawdę wywarło na mnie niesamowite wrażenie. Niezwykle czyściutka woda, przezroczysta, zero mułu czy błota, rybki pływające przy brzegu, kolorowe liście unoszone wiatrem. Wszystko wyglądało jak z bajki. Do tego miałem przyjemność w takich okolicznościach zjeść swoje drugie śniadanie. Nie wiem czy kiedyś jadłem tak dobre drugie śniadanie. Do tego ta cisza - gdyby tak ucho natężyć ciekawie, można by usłyszeć gło... a nie, to jakieś barany dzwonią dzwonkami przywiązanymi do szyi. Dobra, jedziemy dalej.
Po krótkiej jeździe autokarem byliśmy już w drugim miejscu docelowym wycieczki - nad jeziorem Bled. Nie wiem czy było to spowodowane innym oświetleniem, czy może faktem, iż dookoła jeziora Bled jest pełno hoteli, restauracji i budynków wszelkiej maści, ale drugie jezioro nie wywarło na mnie aż takiego wrażenia. Nie to, żeby nie było ładne, nie nie. Jest bardzo ładne i myślę, że też warto je zobaczyć, jednak mi osobiście bardziej podobało się Bohnij.
Znów garść informacji: Jezioro Bled znajduje się tutaj. Jak już wspomniałem jest jednym z najbardziej reprezentatywnych i rozpoznawalnych miejsc w Słowenii. Jest mniejsze od Bohinj i w odróżnieniu od niego posiada wyspę, na którą można przepłynąć za 10-15€ (w zależności od typu łódki). Na wyspie znajduje się zabytkowa cerkiew i kilka mniejszych budynków. Obwód jeziora ma około 6km długości i cała trasa jest przystosowana do spacerowania (oświetlenie, mostki, przejścia itp). Przy samym jeziorze, na wysokim wzniesieniu, znajduje się jeden z najstarszych (a prawdopodobnie najstarszy) zamek w Słowenii.
Zwiedzanie zacząłem właśnie od wspomnianego zamku. Droga na szczyt wzgórza jest dość stroma, ale bardzo krótka. Można tam wejść w 20-30 minut. Za wstęp na teren zamku niestety trzeba zapłacić (studenci 7€, dorośli chyba 10€). Na terenie zamku znajduje się kilka małych muzeów, restauracji i tarasów widokowych. W jednym z muzeów zobaczyć można wydobyte w tym miejscu zabytki (groty strzał, miecze, ceramikę, narzędzia...), jak również kilka makiet i replik - średniowieczną zbroję, ubrania, figury przedstawiające dawnych mieszkańców okolic zamku. W innym mniejszym muzeum znajduje się wierna kopia prasy drukarskiej zbudowanej przez Gutenberga, do tego działająca. Nie można co prawda skorzystać z niej samemu, ale bardzo miły pan może nam wydrukować na ręcznie robionym papierze pocztówkę lub kartkę z imieniem i nazwiskiem oraz rysunkowym widokiem na jezioro (oczywiście za opłatą...). Na górnym piętrze tego muzeum, za wieloma szybkami, znajduje się kopia pierwszej słoweńskiej książki wydrukowanej na maszynie Gutenberga.
Poza muzeami, jak już wspomniałem, na terenie zamku znajdują się tarasy widokowe, a widok jest... podobnie jak w przypadku poprzedniego jeziora - niesamowity. Niestety słońce pada prosto na zamek od strony jeziora, dlatego trudno było zarówno patrzeć, jak i robić zdjęcia, ale kilka ładnych udało mi się wykonać. Po wizycie w zamku udałem się na spacer dookoła jeziora i widok z jego brzegów również okazał się być niczego sobie. Do tego był znacznie bardziej fotogeniczny - słońce znajdowało się za mną, więc cerkiew na wyspie i zamek na wzniesieniu były idealnie oświetlone.
Mało tego, podczas wycieczki nie tylko widziałem piękne widoki, ale też w końcu udało mi się znaleźć tradycyjny słoweński produkt spożywczy! Nie jest to niestety danie obiadowe, ale myślę, że spodoba się każdemu - ciastko :) Konkretniej "Traditional Bled Cream Cake" czyli po słoweńsku "kremšnita" (czyt. kremsznita). Z wyglądu przypomina nasze kremówki, smakuje natomiast jak połączenie rurek z bitą śmietaną, budyniu i kremówki. Bardzo smaczne. Miałem przyjemność zjedzenia takiego ciastka w restauracji, w której ono powstało (w sensie przepis, nie że to konkretne ciastko, które jadłem tam powstało. Chociaż ono też tam powstało...). Restauracja nazywa się "Park" znajduje się nad brzegiem jeziora, słynie właśnie z tych ciastek, a za taką przyjemność spróbowania oryginalnej kremšnita trzeba zapłacić aż 3,90€. Drogo, no ale raz się żyję :D
Takim oto miłym akcentem zakończyła się moja wycieczka nad jeziora Bohinj i Bled. Jeżeli o mnie chodzi, to to starcie wygrało pierwsze z tych dwóch. Oba jednak są warte uwagi i odwiedzenia. Dla osób lubiących góry, miejsca te na pewno zostaną na długo w pamięci. Kremšnite też bardzo polecam :)
Dzisiaj rano, wraz z grupą erasmusów, wyruszyliśmy na całodniową wycieczkę nad dwa jeziora - Bled i Bohinj (nie czyta się "j" na końcu). Z tym, że najpierw byliśmy nad tym drugim jeziorem. Początkowo bardzo złorzeczyłem na wczesny start wycieczki. Zbiórkę mieliśmy o 7:45, czyli 15 minut wcześniej niż zaczynają się najwcześniejsze zajęcia na uczelni, a do tego trzeba było wstać jeszcze wcześniej, żeby naszykować sobie kanapki na drogę. Zaraz po dojechaniu na miejsce przestałem jednak psioczyć na wczesną godzinę, bo moim oczom ukazało się TO. To, czyli jezioro Bohinj skąpane w słońcu wynurzającym się znad kolorowych od jesiennych liści gór, przykryte jeszcze poranną mgłą. Widok tak wspaniały, że aż trudno go opisać.
Najpierw jednak garść informacji: Jezioro Bohinj znajduje się tutaj. Wpływa do niego rzeka i wypływa z drugiej strony. Zgodnie z tym co mówiła pani przewodnik, jest to najczystsza rzeka w Europie (a przynajmniej była, bo wygrała nagrodę 2 lub 3 lata temu). Jezioro znajduje się na terenie Parku Narodowego Triglav, co oznacza, że w jego pobliżu panuje w większości natura, a nie człowiek - nie ma tu wielu hoteli, kafejek, restauracji i innych budynków typowych dla miejscowości turystycznych. Są tylko góry, lasy i jezioro. No i to malutkie miasteczko obok... ale prawie się go nie zauważa. Zwłaszcza, że ma się przed oczami taki widok.
Jezioro Bohinj, czy raczej cały widok na jezioro, mgłę i kolorowe góry, naprawdę wywarło na mnie niesamowite wrażenie. Niezwykle czyściutka woda, przezroczysta, zero mułu czy błota, rybki pływające przy brzegu, kolorowe liście unoszone wiatrem. Wszystko wyglądało jak z bajki. Do tego miałem przyjemność w takich okolicznościach zjeść swoje drugie śniadanie. Nie wiem czy kiedyś jadłem tak dobre drugie śniadanie. Do tego ta cisza - gdyby tak ucho natężyć ciekawie, można by usłyszeć gło... a nie, to jakieś barany dzwonią dzwonkami przywiązanymi do szyi. Dobra, jedziemy dalej.
Po krótkiej jeździe autokarem byliśmy już w drugim miejscu docelowym wycieczki - nad jeziorem Bled. Nie wiem czy było to spowodowane innym oświetleniem, czy może faktem, iż dookoła jeziora Bled jest pełno hoteli, restauracji i budynków wszelkiej maści, ale drugie jezioro nie wywarło na mnie aż takiego wrażenia. Nie to, żeby nie było ładne, nie nie. Jest bardzo ładne i myślę, że też warto je zobaczyć, jednak mi osobiście bardziej podobało się Bohnij.
Znów garść informacji: Jezioro Bled znajduje się tutaj. Jak już wspomniałem jest jednym z najbardziej reprezentatywnych i rozpoznawalnych miejsc w Słowenii. Jest mniejsze od Bohinj i w odróżnieniu od niego posiada wyspę, na którą można przepłynąć za 10-15€ (w zależności od typu łódki). Na wyspie znajduje się zabytkowa cerkiew i kilka mniejszych budynków. Obwód jeziora ma około 6km długości i cała trasa jest przystosowana do spacerowania (oświetlenie, mostki, przejścia itp). Przy samym jeziorze, na wysokim wzniesieniu, znajduje się jeden z najstarszych (a prawdopodobnie najstarszy) zamek w Słowenii.
Zwiedzanie zacząłem właśnie od wspomnianego zamku. Droga na szczyt wzgórza jest dość stroma, ale bardzo krótka. Można tam wejść w 20-30 minut. Za wstęp na teren zamku niestety trzeba zapłacić (studenci 7€, dorośli chyba 10€). Na terenie zamku znajduje się kilka małych muzeów, restauracji i tarasów widokowych. W jednym z muzeów zobaczyć można wydobyte w tym miejscu zabytki (groty strzał, miecze, ceramikę, narzędzia...), jak również kilka makiet i replik - średniowieczną zbroję, ubrania, figury przedstawiające dawnych mieszkańców okolic zamku. W innym mniejszym muzeum znajduje się wierna kopia prasy drukarskiej zbudowanej przez Gutenberga, do tego działająca. Nie można co prawda skorzystać z niej samemu, ale bardzo miły pan może nam wydrukować na ręcznie robionym papierze pocztówkę lub kartkę z imieniem i nazwiskiem oraz rysunkowym widokiem na jezioro (oczywiście za opłatą...). Na górnym piętrze tego muzeum, za wieloma szybkami, znajduje się kopia pierwszej słoweńskiej książki wydrukowanej na maszynie Gutenberga.
Poza muzeami, jak już wspomniałem, na terenie zamku znajdują się tarasy widokowe, a widok jest... podobnie jak w przypadku poprzedniego jeziora - niesamowity. Niestety słońce pada prosto na zamek od strony jeziora, dlatego trudno było zarówno patrzeć, jak i robić zdjęcia, ale kilka ładnych udało mi się wykonać. Po wizycie w zamku udałem się na spacer dookoła jeziora i widok z jego brzegów również okazał się być niczego sobie. Do tego był znacznie bardziej fotogeniczny - słońce znajdowało się za mną, więc cerkiew na wyspie i zamek na wzniesieniu były idealnie oświetlone.
Mało tego, podczas wycieczki nie tylko widziałem piękne widoki, ale też w końcu udało mi się znaleźć tradycyjny słoweński produkt spożywczy! Nie jest to niestety danie obiadowe, ale myślę, że spodoba się każdemu - ciastko :) Konkretniej "Traditional Bled Cream Cake" czyli po słoweńsku "kremšnita" (czyt. kremsznita). Z wyglądu przypomina nasze kremówki, smakuje natomiast jak połączenie rurek z bitą śmietaną, budyniu i kremówki. Bardzo smaczne. Miałem przyjemność zjedzenia takiego ciastka w restauracji, w której ono powstało (w sensie przepis, nie że to konkretne ciastko, które jadłem tam powstało. Chociaż ono też tam powstało...). Restauracja nazywa się "Park" znajduje się nad brzegiem jeziora, słynie właśnie z tych ciastek, a za taką przyjemność spróbowania oryginalnej kremšnita trzeba zapłacić aż 3,90€. Drogo, no ale raz się żyję :D
Takim oto miłym akcentem zakończyła się moja wycieczka nad jeziora Bohinj i Bled. Jeżeli o mnie chodzi, to to starcie wygrało pierwsze z tych dwóch. Oba jednak są warte uwagi i odwiedzenia. Dla osób lubiących góry, miejsca te na pewno zostaną na długo w pamięci. Kremšnite też bardzo polecam :)

































O! takie ciasteczko bym zjadł! i kawę do tego poproszę!
OdpowiedzUsuń