Trzy stolice w trzy dni, część 2 - Bratysława
Drugi dzień trzydniowej wycieczki rozpoczęliśmy jeszcze w Budapeszcie, ale o tym już pisałem. Zaraz po wizycie w Cytadeli wsiedliśmy do autokarów i ruszyliśmy w kierunku drugiej stolicy - Bratysławy. Był to najkrótszy etap całej wycieczki, co nie znaczy, że w tym mieście jest mało do zobaczenia.
Pierwsza pisemna (i odnaleziona) wzmianka o mieście pochodzi z 907 roku, jednak początki Bratysławy sięgają jeszcze wcześniejszego Średniowiecza. Miasto początkowo było fortem obronnym na przecięciu dwóch szlaków handlowych - bursztynowego i dunajskiego. Taka pozycja była bardzo dogodna do rozwoju miasta - duży przepływ ludzi wymagał miejsca na nocleg, przerwę czy handel, więc domy rosły tu niczym grzyby po deszczu.
Pierwsza pisemna (i odnaleziona) wzmianka o naszym przybyciu do Bratysławy pochodzi z dnia 21.10.2017 godz. ~14:00 z SMSa "Nie mogę gadać, jestem w Bratysławie" (tłumaczenie z Hiszpańskiego). Autor chciał pozostać anonimowy. Jestem jednak pewien, że do samej Bratysławy wjechaliśmy kilka minut przed tym wiekopomnym wydarzeniem.
Na sam początek wycieczki mieliśmy godzinę czasu wolnego, żeby coś zjeść. Wraz z moimi kompanami - Karoliną i Tomkiem - udaliśmy się na polowanie. W jaskini z dziwacznym napisem "Bratislavská Restaurácia" nad wejściem, po przejściu przez wiele pokrętnych korytarzy, odnaleźliśmy idealną zwierzynę. Konkretniej stolik, menu i kelnera. Żadnego z wymienionych jednak nie zjedliśmy, posłużyliśmy się jednak nimi do uzyskania smażonej piersi z kurczaka wraz z frytkami (ja), gulaszu z chlebem (Tomek), śmiesznych słowackich klusek z orzechami i cukrem pudrem (Karolina). Jedzenie było wyśmienite, a sam lokal też wyglądał zacnie - był to chyba dawny browar przekształcony aktualnie na restaurację. Gdyby ktoś chciał odwiedzić, to lokal znajduje się tutaj.
Po obiadku, szczęśliwy i najedzony, wraz z resztą uczestników wycieczki udałem się na spacer z przewodnikiem po starym mieście. Starówka nie jest duża, można ją w całości obejść w godzinę i to razem z robieniem zdjęć. Jest za to bardzo ładna. Kolorowe, zabytkowe budynki, liczne rzeźby, ładnie oświetlone fontanny, a to wszystko okraszone garścią ciekawostek i legend nadających prostym rzeczom niezwykłego smaku.
Po spacerze z przewodnikiem znów mieliśmy godzinę czasu wolnego. Postanowiliśmy więc wejść na zamek górujący nad całym miastem. Niestety warunki pogodowe nie sprzyjały podziwianiu ładnych pejzaży - mgła i kropiący deszczyk prawie doszczętnie zasłoniły panoramę na miasto. Na szczęście sam zamek był całkiem ładny, więc wejście na górę nie było daremne.
Na tym nasze zwiedzanie Bratysławy się zakończyło. Co prawda mieliśmy jeszcze czas wolny po zameldowaniu w hotelu, jednak hotel był położony daleko od centrum miasta, dlatego jedyna wycieczka na jaką poszliśmy to wyprawa do Lidla po coś na kolację. Bratysława poza centrum miasta przypomina raczej typowe miasto - a przynajmniej typowe dla mnie. Bloki mieszkalne, sklepy, jakieś banki, apteki i tym podobne. Zupełnie jak w Warszawie.
Stolica Słowacji, czyli drugi etap naszej wycieczki, okazała się być bardzo ładna, jednak nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Prawdopodobnie po wszystkich zachwytach w Budapeszcie, Bratysława miała utrudnione zadanie. Było jednak coś, co znacznie bardziej mi się podobało w porównaniu z poprzednią stolicą - czystość. Tak jak Budapeszt był brudny, tak Bratysława była czysta. Niestety i tutaj niektóre zabytkowe budynki wydawały się być zaniedbane, jednak na ulicach nie walały się śmieci i... inne brudy, tak jak było to w Budapeszcie.
Myślę, że Bratysława była miłym odpoczynkiem od zbyt dużej ilości wrażeń, pozwoliła mi trochę odzyskać siły i poczuć się jak w domu - w sumie niedaleko stąd do Polski. Odpoczynek się przydał, zwłaszcza przed tym, co jeszcze miało nastąpić, ale o tym w części trzeciej ;)
Pierwsza pisemna (i odnaleziona) wzmianka o mieście pochodzi z 907 roku, jednak początki Bratysławy sięgają jeszcze wcześniejszego Średniowiecza. Miasto początkowo było fortem obronnym na przecięciu dwóch szlaków handlowych - bursztynowego i dunajskiego. Taka pozycja była bardzo dogodna do rozwoju miasta - duży przepływ ludzi wymagał miejsca na nocleg, przerwę czy handel, więc domy rosły tu niczym grzyby po deszczu.
Pierwsza pisemna (i odnaleziona) wzmianka o naszym przybyciu do Bratysławy pochodzi z dnia 21.10.2017 godz. ~14:00 z SMSa "Nie mogę gadać, jestem w Bratysławie" (tłumaczenie z Hiszpańskiego). Autor chciał pozostać anonimowy. Jestem jednak pewien, że do samej Bratysławy wjechaliśmy kilka minut przed tym wiekopomnym wydarzeniem.
Na sam początek wycieczki mieliśmy godzinę czasu wolnego, żeby coś zjeść. Wraz z moimi kompanami - Karoliną i Tomkiem - udaliśmy się na polowanie. W jaskini z dziwacznym napisem "Bratislavská Restaurácia" nad wejściem, po przejściu przez wiele pokrętnych korytarzy, odnaleźliśmy idealną zwierzynę. Konkretniej stolik, menu i kelnera. Żadnego z wymienionych jednak nie zjedliśmy, posłużyliśmy się jednak nimi do uzyskania smażonej piersi z kurczaka wraz z frytkami (ja), gulaszu z chlebem (Tomek), śmiesznych słowackich klusek z orzechami i cukrem pudrem (Karolina). Jedzenie było wyśmienite, a sam lokal też wyglądał zacnie - był to chyba dawny browar przekształcony aktualnie na restaurację. Gdyby ktoś chciał odwiedzić, to lokal znajduje się tutaj.
Po obiadku, szczęśliwy i najedzony, wraz z resztą uczestników wycieczki udałem się na spacer z przewodnikiem po starym mieście. Starówka nie jest duża, można ją w całości obejść w godzinę i to razem z robieniem zdjęć. Jest za to bardzo ładna. Kolorowe, zabytkowe budynki, liczne rzeźby, ładnie oświetlone fontanny, a to wszystko okraszone garścią ciekawostek i legend nadających prostym rzeczom niezwykłego smaku.
![]() |
| Tzw. UFO - punkt widokowy na moście. |
![]() |
| A ten rozmarzony pan czeka aż nad studzienką kanalizacyjną przejdzie jakaś ładna pani w krótkiej spódniczce. Przynajmniej według legendy. |
![]() |
| Żołnierz z armii Napoleona wypoczywający przy ławce w centrum Bratysławy. |
![]() |
| Nie żołnierz, nie z armii Napoleona, nie przy ławce, ale ja przy filharmonii w centrum Bratysławy. |
Po spacerze z przewodnikiem znów mieliśmy godzinę czasu wolnego. Postanowiliśmy więc wejść na zamek górujący nad całym miastem. Niestety warunki pogodowe nie sprzyjały podziwianiu ładnych pejzaży - mgła i kropiący deszczyk prawie doszczętnie zasłoniły panoramę na miasto. Na szczęście sam zamek był całkiem ładny, więc wejście na górę nie było daremne.
Na tym nasze zwiedzanie Bratysławy się zakończyło. Co prawda mieliśmy jeszcze czas wolny po zameldowaniu w hotelu, jednak hotel był położony daleko od centrum miasta, dlatego jedyna wycieczka na jaką poszliśmy to wyprawa do Lidla po coś na kolację. Bratysława poza centrum miasta przypomina raczej typowe miasto - a przynajmniej typowe dla mnie. Bloki mieszkalne, sklepy, jakieś banki, apteki i tym podobne. Zupełnie jak w Warszawie.
Stolica Słowacji, czyli drugi etap naszej wycieczki, okazała się być bardzo ładna, jednak nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Prawdopodobnie po wszystkich zachwytach w Budapeszcie, Bratysława miała utrudnione zadanie. Było jednak coś, co znacznie bardziej mi się podobało w porównaniu z poprzednią stolicą - czystość. Tak jak Budapeszt był brudny, tak Bratysława była czysta. Niestety i tutaj niektóre zabytkowe budynki wydawały się być zaniedbane, jednak na ulicach nie walały się śmieci i... inne brudy, tak jak było to w Budapeszcie.
Myślę, że Bratysława była miłym odpoczynkiem od zbyt dużej ilości wrażeń, pozwoliła mi trochę odzyskać siły i poczuć się jak w domu - w sumie niedaleko stąd do Polski. Odpoczynek się przydał, zwłaszcza przed tym, co jeszcze miało nastąpić, ale o tym w części trzeciej ;)

















Komentarze
Prześlij komentarz