Erasmus to też studia
Ostatnio długo nic nie pisałem. Chyba na wszystkich uczelniach świata jest tak, że wszystkie projekty, prace domowe i egzaminy mają tendencję do gromadzenia się w tym samym czasie. Nic, nic, nic, ludzik, nic do roboty i nagle BUM niemamczasuklikacnawetspacjibotrzebaszybciejrobicwszystko. Terminygonią,pięcprojektów,olaboga. No i tak właśnie miałem ostatnio, stąd i brak czasu na pisanie na blogu. Całe szczęście udało mi się przebrnąć przez ten trudny czas, więc można coś napisać.
Studia w Słowenii (pomimo tego co napisałem we wstępie) wydają mi się łatwiejsze niż w Polsce. Oczywiście mogę tutaj mówić tylko za siebie - z doświadczenia wiem tylko jak studiuje się na Wydziale Nauk Komputerowych i Informacyjnych Uniwersytetu Lublańskiego oraz na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Z opowiadań wiem jeszcze trochę o tym jak studiuje się na innych wydziałach (na obu uczelniach), jednak nie poczuwam się do dokładnego opisywania różnic, ponieważ zwyczajnie nie wiem jak to dokładnie tam wygląda. Mogę opowiedzieć tylko trochę jak to wygląda z zewnątrz, ale to później. Najpierw spróbuję ukazać różnicę pomiędzy dwoma wydziałami, na których mam przyjemność studiować.
Studia na Politechnice Warszawskiej nie są opalaniem się na plaży. Trzeba pracować i się starać. No, może nie na wszystkich przedmiotach, ale jednak znaczna większość zajęć jest wymagająca - czasem wiedzy, czasem czasu, czasem pracy, ale wymagająca. Widać to często na pierwszych laboratoriach z danego kursu. Często wygląda to tak, że na pierwszych laboratoriach trzeba już zrobić działający program i napisać sprawozdanie. Oczywiście czasu jest za mało, żeby zrobić chociażby jedną z tych rzeczy. Na FRI (mój wydział w Słowenii) to wygląda trochę inaczej. Po pierwsze, większość zajęć laboratoryjnych jest w ogóle nieobowiązkowa! Tym byłem naprawdę mocno zaskoczony. Podczas mojego wyjazdu realizuję cztery kursy (przedmioty). Na trzech z nich zajęcia laboratoryjne są dla chętnych - można przyjść, prowadzący pokazuje różne przydatne rzeczy, można zadawać pytania etc. Nie są jednak obowiązkowe, nikt nie sprawdza obecności, nie ma to wpływu na ocenę. Oczywiście trzeba przyjść na laboratoria, jeżeli są one terminem kolokwium lub oddawania projektu, ale wszystkie pozostałe terminy są dobrowolne.
Dodatkowo każdy kurs (przedmiot) na uczelni w Słowenii ma znacznie więcej godzin wykładów. Standardowo na PW mamy 15 dwugodzinnych wykładów w semestrze, z każdego przedmiotu. Tutaj również jest 15 wykładów w semestrze, jednak każdy trwa 3 godziny. Z tego co zauważyłem pozwala to prowadzącym nie spieszyć się z przedstawianiem materiału. Wykładowcy przedstawiają bardzo dużo przykładów do każdego zagadnienia. Czasami nawet za dużo - przyzwyczajony do tępa pracy na PW czasem zwyczajnie nudzę się na tutejszych zajęciach. No i mówiąc szczerze, trudno jest wysiedzieć na trzygodzinnym wykładzie.
Kolejna różnica, którą zauważyłem, to godziny zajęć i ich ilość w semestrze. Na Elektrycznym miewałem po kilkanaście różnych przedmiotów w semestrze. Tutaj wszystkie kursy (przedmioty) mają wartość sześciu punktów ECTS, co za tym idzie, przeciętny student w semestrze ma 5 różnych przedmiotów + ewentualnie WF albo języki. Dodatkowo nie raz zajęcia na PW kończyłem o godzinie 20, a na FRI o godzinie 17 trudno spotkać żywą duszę. Czasem kręcą się jakieś niedobitki, ale to raczej rzadkość.
W ramach prac domowych na wydziale FRI dostajemy do wypełnienia quizy na specjalnej stronie internetowej (inne wydziały, aczkolwiek nie wszystkie, też mają takie prace domowe). W ogóle Ucilnica - bo tak nazywa się ta strona - jest super pomysłem. Nie dość, że prace domowe są w postaci quizów i zaraz po zakończeniu terminu każdy może sprawdzić odpowiedzi i ile dostał punktów (nie trzeba czekać aż prace domowe sprawdzi wykładowca), to jeszcze można tu załatwić wiele innych spraw, takich jak: Napiać do prowadzącego, sprawdzić terminy egzaminów i projektów, napisać na forum, do którego mają dostęp wszyscy członkowie kursu + wykładowcy. To bardzo ułatwia studiowanie, znajdowanie informacji lub tworzenie zespołów projektowych.
Jeżeli chodzi o inne wydziały Uniwersytetu w Lublanie, to jest to różnie. Mój współlokator studiuje medycynę i praktycznie cały czas kiedy jest w pokoju, to się uczy. Często jak jest poza pokojem, to jest w bibliotece i się uczy. Wszyscy jego znajomi narzekają, że cały czas się uczy i nie można z nim nigdzie wyjść. On sam jednak twierdzi, że w Hiszpanii (gdzie normalnie studiuje) miałby znacznie więcej do nauki. Inni moi znajomi, podobnie z resztą jak ja, nie mają tutaj aż tak trudno. Najczęściej ogranicza się to do robienia projektów w ramach zaliczenia przedmiotu, albo regularnych prac domowych. Generalnie nie narzekają, chociaż czasem muszą posiedzieć z nosem w książkach - tak jak ja przez ostatni tydzień.
Ponieważ lubię pływać (wczoraj udało mi się przepłynąć 50 basenów [~1,25km] - mój rekord!) podsumuję to tak: studiowanie w Polsce (a przynajmniej na Politechnice Warszawskiej) to jak nauka pływania, która wygląda tak, że student wrzucany jest do głębokiego basenu. Na jego dnie znajdują się płetwy. Student może albo się utopić, albo spróbować zanurkować i zdobyć płetwy co pozwoli mu bardzo szybko pływać, lub ewentualnie może jakoś doczłapać się do brzegu basenu.
W Słowenii widzę to raczej jak bym wprowadzany do wody po równi pochyłej. Centymetr po centymetrze zanurzał stopy, podudzie, kolana, coraz głębiej, pod czujnym okiem ratownika, który co jakiś czas dopinguje mnie, żebym szedł dalej.
Czy taki system jest lepszy? Trudno mi powiedzieć. Z jednej strony jestem pewien, że nieobowiązkowe laboratoria na PW byłyby katastrofą. Większość studentów w ogóle by się na nich nie pojawiła - w takim wypadku, nawet jeżeli dobrze napiszą egzamin końcowy, czy to znaczy, że są dobrze przygotowani do zawodu, czy tego jednego egzaminu? Tutaj ze zdziwieniem patrzę na duże grupy ludzi przychodzące na dobrowolne laboratoria. Mam też wrażenie, że na wykładach (które też są nieobowiązkowe - tak jak na PW) jest większa frekwencja, niż na mojej rodzimej uczelni. Osobiście bardziej podoba mi się Słoweński system, bardziej pasujący mi do idei uczelni - miejsca do którego idzie się, ponieważ chce się być mądrym i to mi ma zależeć na nauczeniu się, a nie innym na nauczeniu mnie. Jednak z jakiegoś powodu o polskich inżynierach słyszy się na świecie i nasze uczelnie zajmują wysokie pozycje w ogólnoświatowych rankingach. Może więc obecny sposób prowadzenia zajęć na PW nie jest taki zły.
Studia w Słowenii (pomimo tego co napisałem we wstępie) wydają mi się łatwiejsze niż w Polsce. Oczywiście mogę tutaj mówić tylko za siebie - z doświadczenia wiem tylko jak studiuje się na Wydziale Nauk Komputerowych i Informacyjnych Uniwersytetu Lublańskiego oraz na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Z opowiadań wiem jeszcze trochę o tym jak studiuje się na innych wydziałach (na obu uczelniach), jednak nie poczuwam się do dokładnego opisywania różnic, ponieważ zwyczajnie nie wiem jak to dokładnie tam wygląda. Mogę opowiedzieć tylko trochę jak to wygląda z zewnątrz, ale to później. Najpierw spróbuję ukazać różnicę pomiędzy dwoma wydziałami, na których mam przyjemność studiować.
Studia na Politechnice Warszawskiej nie są opalaniem się na plaży. Trzeba pracować i się starać. No, może nie na wszystkich przedmiotach, ale jednak znaczna większość zajęć jest wymagająca - czasem wiedzy, czasem czasu, czasem pracy, ale wymagająca. Widać to często na pierwszych laboratoriach z danego kursu. Często wygląda to tak, że na pierwszych laboratoriach trzeba już zrobić działający program i napisać sprawozdanie. Oczywiście czasu jest za mało, żeby zrobić chociażby jedną z tych rzeczy. Na FRI (mój wydział w Słowenii) to wygląda trochę inaczej. Po pierwsze, większość zajęć laboratoryjnych jest w ogóle nieobowiązkowa! Tym byłem naprawdę mocno zaskoczony. Podczas mojego wyjazdu realizuję cztery kursy (przedmioty). Na trzech z nich zajęcia laboratoryjne są dla chętnych - można przyjść, prowadzący pokazuje różne przydatne rzeczy, można zadawać pytania etc. Nie są jednak obowiązkowe, nikt nie sprawdza obecności, nie ma to wpływu na ocenę. Oczywiście trzeba przyjść na laboratoria, jeżeli są one terminem kolokwium lub oddawania projektu, ale wszystkie pozostałe terminy są dobrowolne.
Dodatkowo każdy kurs (przedmiot) na uczelni w Słowenii ma znacznie więcej godzin wykładów. Standardowo na PW mamy 15 dwugodzinnych wykładów w semestrze, z każdego przedmiotu. Tutaj również jest 15 wykładów w semestrze, jednak każdy trwa 3 godziny. Z tego co zauważyłem pozwala to prowadzącym nie spieszyć się z przedstawianiem materiału. Wykładowcy przedstawiają bardzo dużo przykładów do każdego zagadnienia. Czasami nawet za dużo - przyzwyczajony do tępa pracy na PW czasem zwyczajnie nudzę się na tutejszych zajęciach. No i mówiąc szczerze, trudno jest wysiedzieć na trzygodzinnym wykładzie.
Kolejna różnica, którą zauważyłem, to godziny zajęć i ich ilość w semestrze. Na Elektrycznym miewałem po kilkanaście różnych przedmiotów w semestrze. Tutaj wszystkie kursy (przedmioty) mają wartość sześciu punktów ECTS, co za tym idzie, przeciętny student w semestrze ma 5 różnych przedmiotów + ewentualnie WF albo języki. Dodatkowo nie raz zajęcia na PW kończyłem o godzinie 20, a na FRI o godzinie 17 trudno spotkać żywą duszę. Czasem kręcą się jakieś niedobitki, ale to raczej rzadkość.
W ramach prac domowych na wydziale FRI dostajemy do wypełnienia quizy na specjalnej stronie internetowej (inne wydziały, aczkolwiek nie wszystkie, też mają takie prace domowe). W ogóle Ucilnica - bo tak nazywa się ta strona - jest super pomysłem. Nie dość, że prace domowe są w postaci quizów i zaraz po zakończeniu terminu każdy może sprawdzić odpowiedzi i ile dostał punktów (nie trzeba czekać aż prace domowe sprawdzi wykładowca), to jeszcze można tu załatwić wiele innych spraw, takich jak: Napiać do prowadzącego, sprawdzić terminy egzaminów i projektów, napisać na forum, do którego mają dostęp wszyscy członkowie kursu + wykładowcy. To bardzo ułatwia studiowanie, znajdowanie informacji lub tworzenie zespołów projektowych.
Jeżeli chodzi o inne wydziały Uniwersytetu w Lublanie, to jest to różnie. Mój współlokator studiuje medycynę i praktycznie cały czas kiedy jest w pokoju, to się uczy. Często jak jest poza pokojem, to jest w bibliotece i się uczy. Wszyscy jego znajomi narzekają, że cały czas się uczy i nie można z nim nigdzie wyjść. On sam jednak twierdzi, że w Hiszpanii (gdzie normalnie studiuje) miałby znacznie więcej do nauki. Inni moi znajomi, podobnie z resztą jak ja, nie mają tutaj aż tak trudno. Najczęściej ogranicza się to do robienia projektów w ramach zaliczenia przedmiotu, albo regularnych prac domowych. Generalnie nie narzekają, chociaż czasem muszą posiedzieć z nosem w książkach - tak jak ja przez ostatni tydzień.
Ponieważ lubię pływać (wczoraj udało mi się przepłynąć 50 basenów [~1,25km] - mój rekord!) podsumuję to tak: studiowanie w Polsce (a przynajmniej na Politechnice Warszawskiej) to jak nauka pływania, która wygląda tak, że student wrzucany jest do głębokiego basenu. Na jego dnie znajdują się płetwy. Student może albo się utopić, albo spróbować zanurkować i zdobyć płetwy co pozwoli mu bardzo szybko pływać, lub ewentualnie może jakoś doczłapać się do brzegu basenu.
W Słowenii widzę to raczej jak bym wprowadzany do wody po równi pochyłej. Centymetr po centymetrze zanurzał stopy, podudzie, kolana, coraz głębiej, pod czujnym okiem ratownika, który co jakiś czas dopinguje mnie, żebym szedł dalej.
Czy taki system jest lepszy? Trudno mi powiedzieć. Z jednej strony jestem pewien, że nieobowiązkowe laboratoria na PW byłyby katastrofą. Większość studentów w ogóle by się na nich nie pojawiła - w takim wypadku, nawet jeżeli dobrze napiszą egzamin końcowy, czy to znaczy, że są dobrze przygotowani do zawodu, czy tego jednego egzaminu? Tutaj ze zdziwieniem patrzę na duże grupy ludzi przychodzące na dobrowolne laboratoria. Mam też wrażenie, że na wykładach (które też są nieobowiązkowe - tak jak na PW) jest większa frekwencja, niż na mojej rodzimej uczelni. Osobiście bardziej podoba mi się Słoweński system, bardziej pasujący mi do idei uczelni - miejsca do którego idzie się, ponieważ chce się być mądrym i to mi ma zależeć na nauczeniu się, a nie innym na nauczeniu mnie. Jednak z jakiegoś powodu o polskich inżynierach słyszy się na świecie i nasze uczelnie zajmują wysokie pozycje w ogólnoświatowych rankingach. Może więc obecny sposób prowadzenia zajęć na PW nie jest taki zły.
Komentarze
Prześlij komentarz