Sushi w nieszczęściu
Dzisiaj miałem naprawdę dużo szczęścia. Poszedłem na obiad na sushi, do jedynej restauracji w Lublanie serwującej sushi i uwzględniającej studenckie kupony. Owa restauracja to prawdziwy sushi bar - sushi na małych talerzykach krąży po ladzie na specjalnej taśmie. Każdy może wziąć sobie dowolny talerzyk. Ostateczna kwota do zapłaty za posiłek odpowiada ilości talerzyków i ich kolorowi (im bliżej czerwieni tym bardziej wyszukane i droższe kawałki sushi). Zestaw studencki składa się z zupy miso oraz trzech talerzyków w różnych wariacjach kolorystycznych.
Kiedy wszedłem do restauracji, okazało się, że jest tam mnóstwo ludzi. Jedyny kelner latał od stolika do stolika (bo stoliki też tam są) ledwo trzymając się już na nogach. Kiedy powiedziałem, że chciałbym skorzystać z bonów, kelner uprzedził mnie, że zupa miso się skończyła i właśnie robią nową, przez co będę musiał poczekać jakieś 15 minut (zwykle czekałem około trzech). Ponieważ byłem już mentalnie nastawiony na sushi, zgodziłem się.
Zanim otrzymałem zupę, zjadłem przysługującą mi porcję sushi z trzech różnych talerzyków. Potem czekałem, czekałem i czekałem. W rezultacie, kiedy mijało już prawie 40 minut odkąd złożyłem zamówienie i traciłem już nadzieję, kelner przyniósł moją zupę. Mało tego, moje czekanie zostało nagrodzone! W ramach rekompensaty mogłem wziąć sobie dodatkowy talerzyk sushi gratis! Najlepsze jednak jest to, że właśnie w tym momencie kucharz wystawił na taśmę nowe talerzyki, z najpiękniejszym sushi jakie tu widziałem. Wyglądało nieziemsko i, co ciekawe, było bardzo bogate w składniki jak na żółte talerzyki - te zwykle zawierają sushi z dwoma albo trzema składnikami. Tutaj natomiast: łosoś, tuńczyk, awokado, paluszek krabowy, ogórek, prażony sezam, no i oczywiście ryż oraz wodorosty nori. Wszystko ułożone w pięknie prezentujące się uramaki.
Nie dość, że owe sushi było darmowe (a jak wiadomo darmowe jedzenie zawsze jest smaczne) i było piękne, to smakowało obłędnie. Kiedy delektowałem się tym smakiem, miałem wrażenie, że wszystkie moje kubki smakowe przeszły w stan wyższej świadomości i osiągnęły nirwanę. Nawet teraz, kiedy minęło już kilka godzin od tego posiłku, ślinię się patrząc na to zdjęcie.
Tak oto, szczęście w nieszczęściu, moje długie czekanie zostało wynagrodzone nieziemskimi doznaniami. Ja tam jeszcze wrócę... Mam nadzieję, że będę musiał dłuuuuugo czekać na zupę.
A jutro obiad robię sam. Jeżeli przeżyję zjedzenie go, to pewnie pochwalę się co mi wyszło :)
Kiedy wszedłem do restauracji, okazało się, że jest tam mnóstwo ludzi. Jedyny kelner latał od stolika do stolika (bo stoliki też tam są) ledwo trzymając się już na nogach. Kiedy powiedziałem, że chciałbym skorzystać z bonów, kelner uprzedził mnie, że zupa miso się skończyła i właśnie robią nową, przez co będę musiał poczekać jakieś 15 minut (zwykle czekałem około trzech). Ponieważ byłem już mentalnie nastawiony na sushi, zgodziłem się.
Zanim otrzymałem zupę, zjadłem przysługującą mi porcję sushi z trzech różnych talerzyków. Potem czekałem, czekałem i czekałem. W rezultacie, kiedy mijało już prawie 40 minut odkąd złożyłem zamówienie i traciłem już nadzieję, kelner przyniósł moją zupę. Mało tego, moje czekanie zostało nagrodzone! W ramach rekompensaty mogłem wziąć sobie dodatkowy talerzyk sushi gratis! Najlepsze jednak jest to, że właśnie w tym momencie kucharz wystawił na taśmę nowe talerzyki, z najpiękniejszym sushi jakie tu widziałem. Wyglądało nieziemsko i, co ciekawe, było bardzo bogate w składniki jak na żółte talerzyki - te zwykle zawierają sushi z dwoma albo trzema składnikami. Tutaj natomiast: łosoś, tuńczyk, awokado, paluszek krabowy, ogórek, prażony sezam, no i oczywiście ryż oraz wodorosty nori. Wszystko ułożone w pięknie prezentujące się uramaki.
Nie dość, że owe sushi było darmowe (a jak wiadomo darmowe jedzenie zawsze jest smaczne) i było piękne, to smakowało obłędnie. Kiedy delektowałem się tym smakiem, miałem wrażenie, że wszystkie moje kubki smakowe przeszły w stan wyższej świadomości i osiągnęły nirwanę. Nawet teraz, kiedy minęło już kilka godzin od tego posiłku, ślinię się patrząc na to zdjęcie.
Tak oto, szczęście w nieszczęściu, moje długie czekanie zostało wynagrodzone nieziemskimi doznaniami. Ja tam jeszcze wrócę... Mam nadzieję, że będę musiał dłuuuuugo czekać na zupę.
A jutro obiad robię sam. Jeżeli przeżyję zjedzenie go, to pewnie pochwalę się co mi wyszło :)

Komentarze
Prześlij komentarz