Wszystkich Świętych
Dzisiaj, podobnie jak w Polsce, w Słowenii obchodzone jest święto Wszystkich Świętych. Ponieważ chciałem obchodzić to święto, a jestem daleko od domu, jak również chciałem zobaczyć jak obchodzone jest ono w Słowenii (wzięcie udziału w obchodach różnych uroczystości innych kultur jest doskonałym sposobem na uczenie się o nich) poszedłem na największy w Lublanie cmentarz. Misja - znaleźć zapomniany grób, zapalić tam znicz i pomodlić się za zmarłych.
Podobnie jak w Polsce, na alejce prowadzącej do cmentarza było pełno straganów, z czego większość oferuje szeroki wybór chryzantem i zniczy. Tutaj również można dostać różne przysmaki, z tym że w Polsce najczęściej są to obwarzanki i pańska skórka, tutaj natomiast pieczone kasztany. Jednak to co najbardziej odróżniało to przedcmentarne targowisko od tych, które znam z ojczyzny, to bary. Przy cmentarzu, wśród straganów stały również food-trucki, a w około nich, przy stolikach, siedziało mnóstwo osób jedząc i pijąc herbatę lub... piwo. Osobiście wydało mi się to dziwne. Wiem, że Wszystkich Świętych jest świętem radosnym dla katolików, jednak picie piwa pod cmentarzem było dla mnie lekkim przegięciem. No ale być może w miejscowej kulturze to nie jest nic dziwnego, nie mnie oceniać.
Na cmentarz wchodziłem przez bramę obok cmentarnej kaplicy / kościoła. Od razu rzuciło mi się w oczy mnóstwo zniczy za kaplicą. Początkowo myślałem, że jest tam może postawiony pomnik ku czci nieznanych zmarłych, albo grób kogoś znanego. Okazało się, że jest to po prostu tył kaplicy. Z tego co zauważyłem, dużo osób przychodziło na cmentarz, zapalało znicz tylko tam, modliło się i wychodziło z cmentarza. Zastanawiam się czy jest to taki zwyczaj, czy może część osób w ten sposób obchodzi to święto, ponieważ groby rodzin są zbyt daleko (chociaż biorąc pod uwagę rozmiary Słowenii, to nie wiem gdzie może być "zbyt daleko"). Nie chciałem jednak zaczepiać ludzi na cmentarzu i zadawać dziwne pytania w obcym języku, podczas gdy oni przyszli odwiedzić groby bliskich, więc póki co odpowiedzi nie poznam.
Potem udałem się na poszukiwania zapomnianego grobu. Okazało się to być nie lada wyzwaniem. Ze zdumieniem przechodziłem przez kolejne alejki, wszędzie widząc same nowe pomniki. Tutaj warto dodać, że pomniki na grobach w Słowenii różnią się od tych jakie znam z Polski. Tutaj wszystkie groby są niskie (nie licząc tablic) i w większości niezakryte - nie ma poziomej dużej płyty, a najczęściej ozdobny żwir lub trawa otoczone niskim murkiem. Pomniki nie mają więcej jak 10cm wysokości (nie licząc tablicy). Muszę przyznać, że wygląda to bardzo ładnie, zwłaszcza że wiele z takich grobów przypomina mały ogródek albo mozaikę z kamyczków.
Wracając jednak do mojego zadania. Cmentarz powstał w 1906 roku, więc jest dość nowy. Najstarsza data śmierci jaką udało mi się znaleźć, czyli 1905, znajdowała się na dużym grobie rodzinnym, więc może została tam umieszczona tylko symbolicznie. Poza tym nagrobkiem, najstarsze jakie widziałem przypadały na lata 20 XX wieku. To co jednak było dla mnie bardzo ciekawe, wszystkie pomniki na tych grobach były nowe. Trudno mi było znaleźć pomnik, który by wyglądał na starszy niż 40 lat. Wszystkie wyglądały na nowe, wymienione lub odnowione, a przede wszystkim zadbane. Obszedłem bardzo dużą część cmentarza i udało mi się znaleźć tylko jeden grób, na którym nie palił się żaden znicz. Pomnik nie był zniszczony, ale trochę zaniedbany. Zapaliłem tam swój znicz i pomodliłem się za zmarłych.
Na cmentarzu znajduje się też aleja z grobami osób, które poległy podczas II wojny światowej. Na jej początku znajduje się +/- dziesięciometrowy pomnik upamiętniający "wszystkie osoby poległe w walce o wolność i niepodległość Słowenii w latach 1941-1945" (w wolnym tłumaczeniu ze Słoweńskiego). Uprzedzając możliwe pytania - tak, 1941 (nie 1939) - w tym roku III Rzesza wraz z Włochami zajęła Słowenię. Muszę przyznać, że pomnik na żywo robi piorunujące wrażenie. Jest w nim coś naprawdę mrocznego i podniosłego jednocześnie, a do tego fascynuje swoim wyglądem. Uczucie podobne do tego, które czuje czuje oglądając obrazy Zdzisława Beksińskiego.
Wracając z cmentarza postanowiłem spróbować miejscowego przysmaku - pieczonych kasztanów. Wszyscy wokoło się tym zajadali, więc nie mogłem sobie odmówić spróbowania, zwłaszcza że bardzo ładnie pachniały. Na ładnym zapachu jednak się skończyło - w smaku kasztany nie były niczym niezwykłym. Smakowały trochę jak pieczony kartofel całkowicie pozbawiony soli. W konsystencji też niczym się nie różniły od tego ziemnego warzywa, a kształtem (po obraniu) przypominały mózg lub orzechy włoskie (też obrane). Cóż, może na placu Pigalle są lepsze.
Podobnie jak w Polsce, na alejce prowadzącej do cmentarza było pełno straganów, z czego większość oferuje szeroki wybór chryzantem i zniczy. Tutaj również można dostać różne przysmaki, z tym że w Polsce najczęściej są to obwarzanki i pańska skórka, tutaj natomiast pieczone kasztany. Jednak to co najbardziej odróżniało to przedcmentarne targowisko od tych, które znam z ojczyzny, to bary. Przy cmentarzu, wśród straganów stały również food-trucki, a w około nich, przy stolikach, siedziało mnóstwo osób jedząc i pijąc herbatę lub... piwo. Osobiście wydało mi się to dziwne. Wiem, że Wszystkich Świętych jest świętem radosnym dla katolików, jednak picie piwa pod cmentarzem było dla mnie lekkim przegięciem. No ale być może w miejscowej kulturze to nie jest nic dziwnego, nie mnie oceniać.
Na cmentarz wchodziłem przez bramę obok cmentarnej kaplicy / kościoła. Od razu rzuciło mi się w oczy mnóstwo zniczy za kaplicą. Początkowo myślałem, że jest tam może postawiony pomnik ku czci nieznanych zmarłych, albo grób kogoś znanego. Okazało się, że jest to po prostu tył kaplicy. Z tego co zauważyłem, dużo osób przychodziło na cmentarz, zapalało znicz tylko tam, modliło się i wychodziło z cmentarza. Zastanawiam się czy jest to taki zwyczaj, czy może część osób w ten sposób obchodzi to święto, ponieważ groby rodzin są zbyt daleko (chociaż biorąc pod uwagę rozmiary Słowenii, to nie wiem gdzie może być "zbyt daleko"). Nie chciałem jednak zaczepiać ludzi na cmentarzu i zadawać dziwne pytania w obcym języku, podczas gdy oni przyszli odwiedzić groby bliskich, więc póki co odpowiedzi nie poznam.
Potem udałem się na poszukiwania zapomnianego grobu. Okazało się to być nie lada wyzwaniem. Ze zdumieniem przechodziłem przez kolejne alejki, wszędzie widząc same nowe pomniki. Tutaj warto dodać, że pomniki na grobach w Słowenii różnią się od tych jakie znam z Polski. Tutaj wszystkie groby są niskie (nie licząc tablic) i w większości niezakryte - nie ma poziomej dużej płyty, a najczęściej ozdobny żwir lub trawa otoczone niskim murkiem. Pomniki nie mają więcej jak 10cm wysokości (nie licząc tablicy). Muszę przyznać, że wygląda to bardzo ładnie, zwłaszcza że wiele z takich grobów przypomina mały ogródek albo mozaikę z kamyczków.
Wracając jednak do mojego zadania. Cmentarz powstał w 1906 roku, więc jest dość nowy. Najstarsza data śmierci jaką udało mi się znaleźć, czyli 1905, znajdowała się na dużym grobie rodzinnym, więc może została tam umieszczona tylko symbolicznie. Poza tym nagrobkiem, najstarsze jakie widziałem przypadały na lata 20 XX wieku. To co jednak było dla mnie bardzo ciekawe, wszystkie pomniki na tych grobach były nowe. Trudno mi było znaleźć pomnik, który by wyglądał na starszy niż 40 lat. Wszystkie wyglądały na nowe, wymienione lub odnowione, a przede wszystkim zadbane. Obszedłem bardzo dużą część cmentarza i udało mi się znaleźć tylko jeden grób, na którym nie palił się żaden znicz. Pomnik nie był zniszczony, ale trochę zaniedbany. Zapaliłem tam swój znicz i pomodliłem się za zmarłych.
Na cmentarzu znajduje się też aleja z grobami osób, które poległy podczas II wojny światowej. Na jej początku znajduje się +/- dziesięciometrowy pomnik upamiętniający "wszystkie osoby poległe w walce o wolność i niepodległość Słowenii w latach 1941-1945" (w wolnym tłumaczeniu ze Słoweńskiego). Uprzedzając możliwe pytania - tak, 1941 (nie 1939) - w tym roku III Rzesza wraz z Włochami zajęła Słowenię. Muszę przyznać, że pomnik na żywo robi piorunujące wrażenie. Jest w nim coś naprawdę mrocznego i podniosłego jednocześnie, a do tego fascynuje swoim wyglądem. Uczucie podobne do tego, które czuje czuje oglądając obrazy Zdzisława Beksińskiego.
Wracając z cmentarza postanowiłem spróbować miejscowego przysmaku - pieczonych kasztanów. Wszyscy wokoło się tym zajadali, więc nie mogłem sobie odmówić spróbowania, zwłaszcza że bardzo ładnie pachniały. Na ładnym zapachu jednak się skończyło - w smaku kasztany nie były niczym niezwykłym. Smakowały trochę jak pieczony kartofel całkowicie pozbawiony soli. W konsystencji też niczym się nie różniły od tego ziemnego warzywa, a kształtem (po obraniu) przypominały mózg lub orzechy włoskie (też obrane). Cóż, może na placu Pigalle są lepsze.








Komentarze
Prześlij komentarz