Wiedeń reaktywacja

Na jednej z moich wycieczek podczas Erasmusa miałem przyjemność zwiedzać Wiedeń. Miasto mocno przewyższyło moje oczekiwania i po wycieczce czułem jego niedosyt. Mało czasu na zwiedzanie spowodowało, że poznałem Wiedeń jedynie pobieżnie i bardzo chciałem tu wrócić. Na całe szczęście okazja pojawiła się już wkrótce. Pod sam koniec mojego wyjazdu, w ostatnim tygodniu Erasmusa, postanowiłem odwiedzić wraz z moją dziewczyną Wiedeń po raz kolejny, tym razem na dłużej.

Kościół św. Karola Boromeusza.

Pierwszego dnia wycieczki, czyli w niedzielę 11 lutego spotkałem się z Kingą na dworcu autobusowym w Wiedniu. Ona przyjechała z Warszawy, ja z Lublany. Pogoda tym razem była wyjątkowo dobra, dlatego ruszyliśmy na spacer po mieście.

Ponieważ o części z tych zabytków pisałem już w poprzednim wpisie o Wiedniu nie będę teraz opisywał ich wszystkich ze szczegółami. Skupię się bardziej na kolejnych dniach wycieczki, jednak najpierw z dziennikarskiego obowiązku przedstawiam galerię zdjęć z dnia pierwszego:

Belweder.

"Tłusty dom" koło belwederu.

Kolumna przed kościołem św. Karola Boromeusza.

Filharmonia.


Katedra św. Szczepana.


Hofburg.

Parlament. Niestety dalej w remoncie.


Teatr.

Ratusz (zdjęcie wykonane kolejnego dnia).

Drugi dzień wycieczki zaczęliśmy od zwiedzania Muzeum Historii Naturalnej. Muzeum okazało się być znacznie większe niż przewidywaliśmy i spędziliśmy też tam znacznie więcej czasu niż planowaliśmy. Myślę jednak, że było warto.

Muzeum obejmuje dwa piętra wielkiego, pięknego budynku przy placu Marii Teresy. Sale uszeregowane są epokami, tak więc pierwsze sale prezentują pierwiastki, kolejne minerały, potem pierwsze życie na Ziemi... Skorupiaki... Dinozaury... jednym słowem wszystko od Początku do czasów dzisiejszych. Nie ukrywam, że główną atrakcją dla mnie były sale poświęcone epoce dinozaurów. Mieliśmy przyjemność dotykać prawdziwej kości dinozaura, jak również w końcu mogłem zobaczyć naturalnej wielkości modele szkieletów tych stworzeń. Robi wrażenie. Ciekawa była również część poświęcona rekinom oraz ogólniej rybom.

Warto dodać, że nie tylko same wystawy były imponujące (a to co było jeszcze fajniejsze, to wielu eksponatów można było nawet dotykać i nie było problemów z robieniem zdjęć), ale też sam zabytkowy budynek muzeum robił wrażenie. Liczne zdobienia, malowidła, posągi, wzory z najróżniejszych kruszców. Mają rozmach...

36kg złota.

Sól kamienna z Wieliczki.



Meteoryt.

Skrzypłocz.



To nie dinozaur, ale też żył dawno. Jeden z największych gadów z okresu przed dinozaurami (chyba).


Czaszka triceratopsa - mojego ulubionego dinozaura.

A to coś wygląda przezabawnie.


Największy gatunek żółwia jaki kiedykolwiek żył. Żył około 73 milionów lat temu, średnica około 5m, ważył ponad 2 tony. Więcej tu.


Tak, zgodnie z najnowszymi badaniami coraz częściej mówi się o tym, że dinozaury były upierzone.





Hue hue hue hue hue.



To wygląda zarazem przesłodko i przerażająco.


Waran z Komodo.



Szkielet walenia.





Zmęczeni po ponad czterogodzinnym zwiedzaniu muzeum zjedliśmy małe co nieco, nabraliśmy sił i ruszyliśmy dalej w drogę. Kolejnym przystankiem był targ (Nashmarkt), na którym liczba zapachów przypraw, widok najróżniejszych mięs, ryb, słodyczy i innych pyszności mogłyby doprowadzić do śmierci głodowej każdego, dlatego ruszyliśmy w dalszy spacer po Wiedniu. Kolejnymi przystankami były Stadtpark oraz ciekawy budynek o niemożliwej dla mnie do wymówienia nazwie - Hundertwasserhaus.







Czekając na zmrok, by w pełni skorzystać z głównej atrakcji tego dnia, udaliśmy się na spacer po parku rozrywki. Owy park okazał się być... bardzo klimatyczny, na swój trochę straszny sposób. Prawie wszystkie atrakcje są bowiem zamknięte w zimę, przechadzaliśmy się więc po jakby-opuszczonym parku rozrywki. Brakowało tylko inwazji zombie. Nawet pogoda postanowiła wczuć się w klimat sprowadzając nad nasze głowy ciemne chmury, z których wkrótce lunął deszcz ze śniegiem. Muszę przyznać, że taki spacer po opustoszałym parku rozrywki to bardzo ciekawe doznanie.




Deszcz przeczekaliśmy jedząc obiad, a zaraz po obiedzie i zachodzie słońca przyszedł czas na główną atrakcję - diabelski młyn. Mieliśmy ogromną przyjemność przejechać się na sam jego szczyt by podziwiać nocne ulice Wiednia z lotu ptaka. Bardzo ciekawym widokiem okazał się być diabelski młyn sam w sobie. Cała konstrukcja jest ładnie oświetlona kolorowymi światłami, co w mroku nocy dawało bardzo interesujący i zapadający w pamięć widok. Przejażdżka warta swojej ceny. (Niestety nie mam zdjęć na miasto - odbicia świateł w szybach wagonika powodowały, że aparat nie widział nic co za nią było.)

Przed wejściem do wagonika, w sali zaraz za kasą przedstawiona jest bardzo ciekawa wystawa prezentująca historię diabelskiego młyna w Wiedniu.





Całkowita wysokość około 65 metrów.

Dzień zakończyliśmy spacerem nad Dunajem oraz przejażdżką metrem do miejsca naszego noclegu. Kolejnego dnia mieliśmy wracać do Lublany...



No właśnie - mieliśmy. Kolejnego dnia, po spakowaniu, przemaszerowaniu z bagażami przez pół Wiednia i zwiedzeniu muzeum Albertina (bardzo ładna wystawa - polecam, chociaż nie mam stamtąd żadnych zdjęć) dotarliśmy do dworca kolejowego, gdzie okazało się, że bilety kolejowe do Lublany kosztują znacznie więcej niż oczekiwałem na podstawie informacji udzielonej mi na dworcu w Lublanie. Aby nie wydawać horrendalnej sumy na powrót do Lublany postanowiliśmy przenocować w Wiedniu jeszcze jedną noc. Kolejnego dnia do Lublany jechali moi rodzice, a trasa ich podróży wiodła przez Wiedeń, więc mieliśmy ten luksus, że mogliśmy na nich poczekać.

Okazało się to być nawet całkiem dla nas korzystne. Trafiliśmy na bardzo dobrą ofertę taniego noclegu w trzygwiazdkowym hotelu (w ofercie last minute zapłaciliśmy ponad 60% mniej!), a oprócz tego mogliśmy jeszcze zobaczyć kolejną atrakcję, z której wcześniej zrezygnowaliśmy z powodu dużej odległości od centrum. Mowa tu o Pałacu Schönbrunn w południowo zachodniej części Wiednia oraz otaczającym go parku.

Pałac niestety mogliśmy zobaczyć jedynie przez sztachety płotu, bo jak się okazało przyszliśmy za późno i teren był już zamknięty...


Nie ma jednak tego złego - kolejnego dnia, z samego rana wyruszyliśmy szybko na spacer, aby zobaczyć owy pałac zanim moi rodzice dojadą do Wiednia. No i tu muszę przyznać, że dobrze wyszło, że zostaliśmy w Wiedniu na jeszcze jeden dzień. Pałac Schönbrunn okazał się bowiem być naprawdę wspaniały, a jeszcze wspanialszy był widok z parku znajdującego się za pałacem. Będąc na szczycie wzniesienia w owym parku, widok rozpościera się na cały pałac oraz na Wiedeń. Doskonały widok w sam raz na koniec wycieczki po tym przepięknym mieście.





Bardzo cieszę się, że mogłem wrócić do Wiednia. Jest to naprawdę niezwykłe miasto, pełne wspaniałych budynków, muzeów, parków i najróżniejszych innych atrakcji. Myślę, że to miasto powinien zobaczyć każdy i cieszę się, że mogłem je zwiedzać wraz z moją drugą połówką. To zawsze czyni zwiedzanie o wiele ciekawszym i intensywniejszym doznaniem, kiedy można podzielić się całą tą przyjemnością oraz przemyśleniami z kimś bliskim.

Komentarze